Popkultura
Steampunk już od dłuższego czasu króluje na księgarnianych półkach wśród literatury fantastycznej. Dawny zbuntowany nurt literacki odnoszący się do wieku pary i nowinek technologicznych podejmujący dyskusję na temat ludzkiej natury stał się nie tylko modną i w gruncie rzeczy piękną estetyką, ale i komercyjną subkulturą. Zarówno za granicą, jak i w Polsce rzesze fanów tego gatunku kolekcjonują współczesne gadżety i przedmioty codziennego użytku stylizowane na staromodne antyki wprost z XIX wieku. Wielką popularnością cieszy się szczególnie steampunkowa biżuteria – wiszące na szyi zamykane zegarki, spinki do mankietów, kolczyki, czy misterne pierścionki nawiązujące do mechanicznych wynalazków.
Steampunkowym błyskotkom nie ustępują również wymyślne i kontrowersyjne stroje, które każdy miłośnik Steampunku również powinien posiadać w swojej szafie. W internecie znajdziemy już całkiem sporo tematycznych sklepów z tego rodzaju stylizacjami. Za przykład niech posłuży: Clockwork Couture.
Obok pulpowej, steampunkowej literatury, w której skład wchodzą również liczne komiksy, równie popularne są wysokobudżetowe produkcje filmowe: najnowsza adaptacja „W 80 dni dookoła świata” Juliusza Verne’a, „Złoty kompas”, najnowsze przygody Sherlocka Holmesa, czy kultowa już „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”. Kiedy oglądam tego typu filmy albo czytam te nieco puste, komercyjne powieści zawsze towarzyszy mi jakiś niepohamowany smutek i tęsknota za rzeczywistą, prawdziwą kulturą (jeśli możemy tak powiedzieć) steampunku, która potrafi w ciekawy i interesujący sposób postawić pytania dotyczące ludzkiego umysłu, historii, nauki i kultury.
Jeśli cofniemy się do lat 70-tych i 80-tych XX wieku, to odkryjemy, że Steampunk powstał z zupełnie opozycyjnego cyberpunkowego nurtu. Mówi się, że tak jak Cyberpunk nawiązuje do futurystycznej mody związanej chociażby z „Neuromancerem” Williama Gibsona tworząc mroczną industrialną przyszłość, tak Steampunk z „Maszyną Różnicową” (również Williama Gibsona i Bruce’a Sterlinga) przenosi nas do mrocznej industrialnej przeszłości, na przykład wiktoriańskiej Anglii. Nie bez znaczenia w słowie „Steampunk” zawarty jest „punk”. Jak pisze Jess Nevins*: „Steampunk, podobnie jak każdy dobry „punk”, sprzeciwia się systemowi, który przedstawia (w tym wypadku wiktoriański Londyn albo coś w tym stylu), krytykując jego podejście do niższych klas, usprawiedliwianie ludzi dobrze sytuowanych kosztem wszystkich pozostałych, brak litości i krwiożerczy kapitalizm.” Nie chodzi tutaj o znajdowanie doraźnych rozwiązań i o wcielanie ich w życie, ale o pewną krytyczną ocenę rzeczywistości i o poddanie do dyskusji tych niewygodnych tematów.
W odróżnieniu od tej pierwszej generacji pisarzy z poczuciem misji narodziło się również nowe pokolenie, tak zwana druga generacja, która nie jest już angielska, a ich dzieła nie są ani statyczne ani melancholijne, a przede wszystkim nie mają już nic wspólnego z „punkiem.” Jeden z czołowych badaczy tego gatunku – John Clute – te późniejsze powieści nazywa nie tyle steampunkowymi, co „parowymi sci-fi” lub „romansami w świetle lamp gazowych”, co wydaje się bardzo trafne również w stosunku do kolejnych generacji tego nurtu.
Myślę, że obecnie steampunk stracił kompletnie swoje oblicze. Stał się rzeczywiście taką nakładką, którą można nałożyć na właściwie każdą historię, po to by ją uatrakcyjnić – patrz – skomercjalizować. Przykładem może być dzieło Kady Cross „Dziewczyna w stalowym gorsecie”, gdzie opowieść o paczce przyjaciół o nadnaturalnych zdolnościach można by usytuować zarówno w dalekiej, nowoczesnej przyszłości, współczesności, jak i przeszłości. Niczego by to tak naprawdę nie zmieniło poza prawdopodobnie ilością sprzedanych egzemplarzy. Zgadzam się z Jessem Nevinsem, który mówi, że porzucenie ideologii jest formą ewolucji, i że to naturalna kolej rzeczy w momencie ugruntowania danego podgatunku. Podobną stratę poniósł przecież Cyberpunk i klasyczne Science-Fiction sprowadzane teraz bardzo często do walki superbohaterów z wszechmocnymi wrogami, którzy towarzyszą im przez wszystkie tomy opowiadanej historii, po to by na końcu w spektakularny sposób zostać unicestwione.
Mimo wszystko, jako miłośniczka tego gatunku, cały czas żywię ogromną nadzieję, że gdzieś w zalewie tych komercyjnych produkcji, odnajdę współczesnego pisarza, który wykorzysta steampunkowe gadżety i piękno XIX-wiecznej rzeczywistości do stworzenia dzieła poruszającego również filozoficzne i egzystencjalne tematy, a przede wszystkim stworzy złożoną fabułę na miarę dawnych powieści Gibsona, czy Blaylocka. A może już ktoś taki jest? Jeśli kogoś takiego znacie, powiadomcie mnie.
* Cytat pochodzi z antologii pod redakcją Ann i Jeffa VanderMeerów "Steampunk", ArsMACHINA, Lublin 2011